Poniżej prezentujemy kolejne teksty szesnastoletniej Sylwii uczęszczającej na zajęcia „TWÓRCZE PISANIE”:
Most
Most – budowla, łącząca dwa krańce brzegów, zazwyczaj wznoszona przy rzekach. Jednak, czy na pewno? Czy to jedyne określenie na most? Czy taka budowla nie jest porównywana również to relacji międzyludzkich? Most jako przyjaźń? Miłość? Czyż to nieprawda, że można te wartości tak nazwać? Spełnia tę samą funkcję! Łączy brzegi życia dwóch lub większej liczby osób! I ta, jak zwykły most, może się zawalić. Nasuwa się pytanie w jaki sposób budowla legła w gruzach? Dlaczego mosty przyjaźni, czy miłości się zawalają? A może przez brak zaufania? Wydaje się, że to największy wróg każdej pozytywnej relacji. Most sam z siebie nigdy się nie zerwie. Podobnie relacja samoczynnie się nie rozerwie. Tak jak most musi zostać zniszczony, tak relacja może być zerwana przez obydwie strony. Palisz za sobą mosty? Czy to dobra decyzja? Zawsze możesz to zrobić. Nikt ci nie broni. Jednak jest jeden błąd, który każdy z nas wtedy popełnia. Wiesz jaki? Nie jest to ważne, odpowiedz sobie tylko: ,,Czy palisz ten most, na którym sam stoisz?”
Sylwia
Dom Kochanowskich po odejściu Urszuli…
Dom. Czymże jest to miejsce? Zwykły budynek? Czy może kształtowany jest on przez domowników? Pomieszczenia pełne radości, z okien słychać śmiech dzieci, brak jest zmartwień na twarzach całej rodziny.
Dom bywa żywym miejscem, bez negatywnych myśli. Oazą dla każdego z rodziny Kochanowskich. Dom jest szczęśliwym zakątkiem, jakiego świat nie widział – pełnym pozytywów czy dobrej energii. Brak było tu miejsca dla wszelakich złych wieści.
Nagle koniec. Koniec dobrej passy. Piasek w klepsydrze czasu się przesypał. Ściany straciły swój kolor. Jedynie świerszcze grają. Szloch ogarnął okolicę. Gdzież te roześmiane buzie? Gdzie zniknął Kochanowski, myślący nad fraszkami? Gdzie zawieruszyła się matka ze szczerym uśmiechem, otaczająca opieką wszystkich domowników? Gdzież nasza Urszulka? Gdzież ta dziewczynka, która napędzała koło radości? Nie ma jej. Zniknęła. Rozmyła się w powietrzu, zapadła się jak kamień w wodę.
Idąc przez Czarnolas, nie usłyszysz już śmiechu. Świerszcze grają marsz żałobny, lipa ze smutkiem kłania się ku ziemi. Kochanowski…, czy to on…? Ten niegdyś pełen pozytywnych fraszek mężczyzna. Czy to on taki przygarbiony pod lipą siedzi?
Koniec przychodzi zawsze. W rodzinie Kochanowskich nie ma już szczęścia, tu nie znajdziesz dawnych rodzinnych czasów. To miejsce nie jest tym samym.
Tamten dom jest zaledwie wspomnieniem! Obecnie nie ma tutaj dawniejszych myśli. Teraz to pusty budynek z cegły, bez radości na ścianie. Teraz tu się radości nie zastanie.
Sylwia
